Samotność geniusza

Pierwszy września… Ja też nie cierpię szkoły. Trzeba sprawdzać zeszyty, przypominać o zadaniach domowych, pamiętać o flecie na muzykę, bloku na plastykę, stroju na w-f…

A potem trzeba krzyczeć jak dziecko mimo wszystkich przypomnień, zapomniało, olało czy mu się nie chciało. Jesssu ile nerwów. W tym roku kolejny raz zaczynamy od umowy. On pamięta i pracuje, ja nie zaglądam do zeszytów, ufam i mam luz.
– Synku, nie musisz mieć najlepszych stopni, nie musisz być też najlepszy w klasie…
– Wiem mamo, przerywa mi, bo na szczycie jest się zawsze samotnym…

Tęsknota

Odstawiliśmy dziecko do babci. Niby fajnie ale jakoś tak pusto. Tęsknota daje się we znaki. Wysyłam smski niemal codziennie ale takie nie wymagające odpowiedzi. Mój syn jest inteligentny i nie odpowiada. Jeśli potrzebuję informacji dzwonię do rodziców a że oni rozumieją mnie doskonale, to szturchają czasem swojego wnuczka i sugerują telefon do mamy.
Wczoraj dostałam taki telefon. Rozmowa toczy się w miarę radośnie i płynnie aż w końcu nie wytrzymałam i mówię:
– Cieszymy się, że tak się super bawisz u babci tylko trochę tęsknimy za tobą, a ty troszkę za nami tęsknisz?
– Troszkę. – mówi syn – Ale gdybyś mogła mi wysłać zdjęcie Tenia, tęsknił bym mniej.
Tak więc nasz pies miał dziś sesję zdjęciową:-)

tenio

mamo! patrz jak driftuję

Koniec roku szkolnego był ciepły. Ostatnie dni mijały leniwie i po lekcjach mój syn mógł zająć się swoimi sprawami. Najczęściej zajmował się rowerem. Któregoś dnia wracam z pracy, zajeżdżam pod bramę a mój syn pyta:

– mamo, wiesz co to znaczy driftować?

– no w sumie wiem, odpowiadam

– to ja ci pokaże jak driftuję na rowerze.

Pokaz trwał kilka dobrych minut a spod tylnego koła od czasu do czasu unosił się lekki kurz. Taka popierdułka. Syn pękał z dumy wprost proporcjonalnie do wysokości kurzu. Ja jak zwykle oprócz zachwytu wyraziłam zaniepokojenie, bo wiadomo (!) chwila nieuwagi i ręka w gipsie. Weszłam do domu, westchnęłam a syn driftował dalej. Nie minęło pół godziny, słyszę jak nadjeżdża mąż. Ale mijają kolejne minuty a on nie pojawia się w domu natomiast wciąż słychać jego samochód. Zerkam więc przez okno w kuchni i widzę jak nad płotem unoszą się tumany kurzu…

Zanim ogarnęłam zdziwienie wszedł mój luby. Pękał z dumy podobnie jak mój syn chwilę wcześniej.

– wygrałem, powiedział.

Wiocha

Moje dziecko wygrało w ostatni weekend bieg na 400 m w naszej gminie. Może wyczyn niewielki, bo konkurencja też nie była liczna no ale nie idźmy w ilość a w jakość. Nie będę się też chwalić, że mój syn w biegach to jest najlepszy w klasie, no i nie był to jego pierwszy start. Ale do rzeczy.

Radochę miałam nieziemską, gdy widziałam jak zbliża się do mety, zostawiając konkurencję sporo w tyle. Do tego stopnia, że nie wiedziałam, czy krzyczeć czy robić zdjęcia w efekcie czego zdążyłam raz krzyknąć i uchwycić kawałek tułowia i nogę. Na mecie za to piszczałam ze szczęścia ale tak dumnie, do środka, bo znam dziecko swoje.

Otóż, kiedy oznajmiłam zwycięzcy , że chyba się wzruszę jak go zobaczę na podium, na samej górze, on spojrzał na mnie nieco obojętnie i rzekł:

– tylko mi nie narób wiochy …

spóźniony post na Dzień Matki

Biegam już tak ponad trzy lata. Wciągnęłam męża, trochę biega z nami syn. Bez żadnych tam fajerwerków ale ostatnio trenujemy bardzo regularnie.

Startuję w zawodach odkąd zaczęłam przygodę z bieganiem, bo to niesamowity zastrzyk energii. Po opłaceniu każdego startu w pakiecie mam koszulkę. Ja metr 160 z maleńkim kawałkiem, rozmiar S. Mój syn niewiele niższy ode mnie, chętnie  sobie moje koszulki przywłaszcza na W-F, a ja mam ich tyle, że chętnie oddaję. Ostatnio startowaliśmy w Półmaratonie Białystok i w pakiecie była naprawdę fajna, błękitna koszulka techniczna 4F (normalnie ich nie lubię a tu takie zaskoczenie). Spodobała mi się. Pech chciał, że synowi również. Zapytał czy mu ją oddam po biegu. Zgodziłam się ale zapytałam, po co mu te koszulki na W-Fie, przecież sam dobrze biega (najlepiej w klasie), nie musi szpanować…

– Mamo, ja wszystkim mówię, że to są twoje koszulki, ja po prostu jestem taki dumny, że Ty biegasz …

Jestem najdumniejszą mamą na świecie:-)

pozbierane

Dawno nas tu nie było. Nie żeby nagle kreatywność spadła a intelekt zaniżył lot … to tylko lenistwo. Ale. Ale! Czasem w tym pędzącym świecie uda mi się wysłać tu i ówdzie smsa ze słowem, które być może kiedyś znajdzie się w słowniku języka polskiego.

No więc. Szkoła wbrew pozorom kształci. To wręcz bardzo kreatywne miejsce. Wiecie na przykład jakie są znane źródła historyczne, na podstawie których ustala się fakty oraz dowiadujemy się jak kiedyś żyli ludzie? Nie wiecie. To są rękoczyny człowieka!

Albo jakie pasożyty występują w ciele ludzkim? Tasiemce, wszy i owsiłki. Te owsiłki to mogą być trudne do zwalczenia, tak sobie myslę…

Możemy się także dowiedzieć, że Chopin dowyższał umiejętnościom swojemu pierwszemu nauczycielowi muzyki. Ja nigdy żadnemu nauczycielowi niestety nie dowyższyłam …

Tak więc język to żywy stwór. I nadaje się świetnie do wyginania:-)

mistrz ciętej riposty

Jesienny poranek. Wczesny. Nic się nie chce a człowiek działa na autopilocie. Mój syn też. Toaleta, zlew, zęby. Żeby umyć twarz, trzeba ściągnąć okulary. Właściwie co rano stwierdzam, że one raczej synowi rozmazują rzeczywistość niż ją wyostrzają. Pełno na nich tłustych paluszków. Tym razem w swej porannej łaskawości zawieszam autopilota i biorę szkła do czyszczenia. Oddaję lśniące i parodiuję syna:

– Mamo dziękuję, świat jest teraz taki piękny i ty cudownie wyglądasz!!!

Chyba wcisnęłam przycisk „pobudka”, bo syn jakby otrzeźwiał i zamiast powtórzyć, co mu zasugerowałam zareagował:

– Mamo, weź nie przesadzaj …

Obudziłam się i ja …

chipsy

Wieczór klasyk. Trwonimy resztki energii na podnoszenie do ust chipsów i gapienie się w TV … ups raczej zmienianie kanałów. Mało się odzywamy, bo pod koniec tygodnia nikt nie ma siły na słowa. Syn wciąga chipsy. Ale jak! Psu cieknie ślina i na parkiecie robi się kałuża. Już nikt się nie obrusza, bo szkoda energii.

– Daj mu ze dwa, bo się odwodni zaraz – mówię do syna.

– Mogę? – niedowierza syn.

Kiwamy z M głowami niemal jednocześnie. A syn widząc nasz marazm przejmuje rolę pana domu:

– Tenio! Tylko nie nakrusz!

Kalendarz przyrodnika

W szkole, raz w miesiącu dzieci muszą uzupełnić kalendarz przyrodnika. Podać temperaturę w wybranym dniu miesiąca, opady, roślinność i zwierzęta.

Przy obiedzie ustalamy co wpiszemy.

– Wpisz sarny – mówię do syna – codziennie rano je widzę jak wychodzę z psem. I żaby jeszcze, a raczej znowu – dodaję.

– Ja dziś widziałem bociany, wiecie? – przypomniało się mężowi.

– Co ty mówisz, już? – dziwię się, bo zapomniałam , że to już marzec się kończy i głową jestem jeszcze w zimie.

Syn zazdrosny o mój zachwyt i ojca spotkanie, nagle sobie przypomina i przebija nas wszystkich:

– A ja widziałem gołębia!

Radny

Oglądamy „Pół żartem pól serio”. Syn odkrywa a ja się przyglądam znów MM mając nadal w pamięci Blondynkę Oates. Właściwie nie słucham dialogów no bo po co, ale w którymś momencie Sugar (MM) zwierza się swojej przyjaciółce (zakamuflowanemu mężczyźnie),  że lubi facetów w okularach bo wydają jej się tacy bezradni … Puściłam to mimo uszu zapatrzona ale mój syn zarówno uważnie patrzy jak i słucha, więc również wyciąga wnioski …

– Mamo ona mówi, że mężczyźni w okularach są bezradni, a ja się z tym nie zgadzam. Przecież ja mam okulary a jestem radny!